Maks uratowany od śmierci w męczarniach - Internetowy Portal Informacyjny Mieszkańców Miasta i Gminy Busko-Zdrój

Maks uratowany od śmierci w męczarniach

17 stycznia 2019 | Hipoland / Jarosław Kruk | | 4 komentarze

Przedwczoraj, 15 stycznia, na fb stronie buskiego ośrodka jeździeckiego „Hipoland”opublikowany został wpis:

UWAGA! UWAGA! Oto z czym (kim) wróciliśmy z dzisiejszego terenu?Przeczytajcie, udostępnijcie!

Szczęśliwe zrządzenie losu zaprowadziło nas na trasę, której nie odwiedzaliśmy od trzech lat… A tam, w zaroślach, przysypany śniegiem, unieruchomiony skręconym drutem zaciśniętym na opuchniętej szyi, cichutki, obolały leżał ten oto wspaniały jamniczek.

Jegomość około roku, przyjacielski, ufny, zadbany (szczęście w nieszczęściu, że udało nam się go zauważyć i nie konał na mrozie w męczarniach). Prawdopodobnie zawieruszył się właścicielowi i złapał we wnyki. Nawet nie chcemy myśleć, że ktoś mógłby celowo i świadomie pozbyć się w ten sposób tego wspaniałego psiaka.

Pies został znaleziony dzisiaj, około południa w miejscowości Hołudza (gmina Wiślica). Obecnie jest zabezpieczony na terenie naszego ośrodka jeździeckiego „Hipoland” w Zbludowicach. Szukamy właściciela, ew. domu tymczasowego lub stałego (jeśli właściciel się nie odnajdzie).
Kontakt w sprawie pieska – tel. 501 371 954

Bardzo prosimy Was o udostępnianie postu – im szybciej psina wróci do swojego domku, tym lepiej.
Dziękujemy!! ?


Wczoraj, 16.01, na fb stronie Hipolandu udostępniono dobre wieści:

Dzięki Waszej reakcji, zaangażowaniu i niesamowitej ilości udostępnień posta, historia naszej psiej znajdki – jamniczka uwolnionego z wnyków, znalazła swój szczęśliwy finał ?

Dzisiaj koło południa zjawili się u nas właściciele pieska i zabrali Maksa do jego prawdziwego domu.

Maks po nocy spędzonej w naszej stajni nie tylko odzyskał siły i przystojny wygląd, ale też skradł serca wszystkich naszych amazonek ? Ciężko było się z nim rozstawać ?

Pamiętajcie – Wasze psy mogą nie mieć tyle szczęścia, a nigdy nie wiadomo kiedy wybiorą się na samotny spacer, pognają za tropem zwierzyny czy też umkną przerażone hukiem petardy.
Dla ich dobra i Waszego spokoju – czipujcie swoich podopiecznych i rejestrujcie swoje dane w bazie adresowej, załóżcie im obroże z adresatką, nie spuszczajcie ze smyczy w niebezpiecznych miejscach. Zaginięcie zgłaszajcie i opisujcie w mediach – w przypadku złapania się psa we wnyki lub wypadku komunikacyjnego, czas ma ogromne znaczenie.

I jeszcze jedna prośba – wszelkie przejawy działalności kłusowniczej warto i należy zgłaszać na policję. Wnyki niszczyć i zabierać z lasu. Nikt nie chce przecież, by zwierzęta konały godzinami w męczarniach i bólu. Kłusownictwo to przestępstwo.

Jeszcze raz – dziękujemy!

źródło: FB Hipoland


Szacun Agatko!
Szczęście, że poprowadziłaś jazdę w terenie przez ten akurat lasek. Gdyby nie to, to Maks konałby długo w zimnie i w cierpieniu. Szczęśliwe zrządzenie losu a może dopomógł tu święty Hubert – patron i jeźdźców i myśliwych, leśników, sportowców.

Zdarzenie to przypomniało mi inne, bardzo podobne, którego ja doświadczyłem ok. 19 lat temu w tej okolicy. Wtedy też była zima. Jeździłem wtedy konno od kilku lat i często bywałem w ośrodku „Rancho”, na Wolicy, u śp. Renaty i Roberta Marców. Gospodarze wiedzieli, że jestem myśliwym i od czasu do czasu rozmawialiśmy na tematy łowiectwa. Pani Renata miała psy, z którymi codziennie chodziła na długie spacery po okolicznym terenie. Jak mówiła, zawsze brała ze sobą cążki, by móc odcinać licznie napotykane wnyki, w które co rusz łapały się jej psy. Tego dnia, gdy zawitałem na Rancho, Renata – byliśmy na Ty – była bardzo poruszona. Powiedziała, że rano, niemal jak co dzień, znalazła i usunęła kilka wnyków, ale to co zobaczyła w lasku na górce wstrząsnęło ją dogłębnie. Powiedziała bym sam tam poszedł i zobaczył. Poinformowany dokładnie trafiłem tam dość szybko. Na miejscu, w małym śródpolnym zadrzewieniu zobaczyłem podobny obrazek jak na zdjęciach powyżej, tylko, że dużo bardziej drastyczny. Na wnyku leżały zwłoki psa, nieco większego od Maksa. Pętla była mocno zadzierzgnięta na końcu odciętej na szyi i ściągniętej przez głowę skóry… Skóra odeszła od ciała, ale nie oderwała się na nosie i psina tak uwięziony skonał…. Ziemia dookoła drzewka, do którego przymocowany był drut była mocno „zorana” – widocznie nieszczęśnik długo walczył o życie…
Zrobiłem wtedy kilka zdjęć, dla udokumentowania tego faktu, niestety nie jestem ich w stanie teraz szybko odszukać. Obawiam się też, że nie każdy by mógł je oglądać…

Dlaczego o tym wspominam? – dlatego, że problem jest stary jak świat. Dlatego, że nadal jest bagatelizowany, choć sygnalizowany co rusz przez myśliwych. Dlatego, że to właśnie wokół myślistwa i Polskiego Związku Łowieckiego od długiego czasu tworzona jest czarna, stronnicza aureola. Że przedstawia się myśliwych w najgorszych barwach, pokazując wybrane fragmenty, które bardzo  często tak mają się do rzeczywistości jak kilka słów tendencyjnie wyrwanych z kontekstu, z wielotomowego dzieła.

Prawdą jest, że jak w każdej społeczności i w PZŁ znajdują się czarne owce. Ale moim zdaniem to nie powód do daleko idących uogólnień. Wystraszeni, zaszczuci myśliwi zamilkli prawie zupełnie. Wielka szkoda, bo Polski Związek Łowiecki to ponad wiekowa organizacja, o wielkich i chlubnych tradycjach i zasługach, łowiectwo jest pasjonującą dziedziną, a myśliwi mieli i mają ogromny zasługi na polu ochrony zwierząt i przyrody. To myśliwi mieli ogromny wkład w uchronienie od zagłady żubra. To oni między innymi w świątek, piątek i niedzielę, w dzień i w nocy, w upalny skwar, deszcz lub mróz są w terenie – doglądają, kontrolują, dokarmiają, też polują. Starają się – oceniając po ilości zwierzyny w Polsce – chyba całkiem skutecznie moderować (od moderator) sytuację w środowisku naturalnym, zaburzonym mocno przez człowieka i jego działania. To właśnie głównie myśliwi, jeśli zdążą na czas, zdejmują i ratują z wnyków półżywe, konające zwierzęta w miejscach gdzie nikt, z wyjątkiem ich, zwierząt i …. kłusowników, nikt nie chodzi. Jeśli przyjdą za późno zastają rozkładające się truchło i ślady beznadziejnej walki o życie. Sam mam na koncie kilkaset zdjętych wnyków i bodaj kilkanaście ptaków – bażantów i kuropatw, które uwolniłem.

Dodam też wyraźnie, że etyka łowiecka i przepisy nie dopuszczają absolutnie by strzelać do zwierzyny w okresach ochronnych, w czasie gdy samice są kotne czy prowadzą młode. Nie było i nie ma czegoś takiego.

Zapytam więc na koniec – dlaczego nic się nie mówi o kłusownictwie, które było i jest, w wielu regionach bardzo rozpowszechnione i niemal wszechobecne, o ludziach, którzy sprawiają, że zwierzyna ginią w długotrwałych mękach, częstokroć bez sensu, bo sprawcy nie zaglądają do zastawionych pułapek lub przychodzą gdy ofiara jest już padliną? Ofiara, którą nie raz jest kotna samica. Dlaczego kary –  jeśli się uda schwytać delikwenta i osądzić – są śmiesznie niskie.

Dlaczego?
JKR


◙ Podobne informacje:

 

youtube: – uwolnienie jelenia z wnyków

 

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Za wypowiedzi naruszające prawo lub chronione prawem dobra osób trzecich grozi odpowiedzialność karna lub cywilna.

4 odpowiedzi na “Maks uratowany od śmierci w męczarniach”

  1. wanda nycz pisze:

    klusownictwo jest olbrzymim problemem we wsi las winiarski klusownicy dysponuja bronia nielegalnie czesto sa strzaly szczegolnie w godzinach wieczornych w piatek sobote niedziele. sa zakladane wnyki gina psy i inne zwierzeta policjanci z kpp buska zdroj maja wiedze ale klusownicy sa sprytni prosze zajac sie problemem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Masz pytania? Napisz do nas: redakcja@infobusko.pl