@: Sowiecka wyspa kanibali
Nazywała się Nazino i położona była na rzece Ob w syberyjskim okręgu tomskim. Miała około 3 km długości i 500–600 metrów szerokości. Sześć tysięcy przypadkowych, zatrzymanych na ulicach ludzi, upchano na tej małej wyspie. Nie dostali ubrań, narzędzi, ani wystarczającej ilości żywności. Zaczęli zjadać się żywcem. Sowietolog Nicolas Werth przytacza wstrząsające relacje świadków.
Piotr Zychowicz: Napisał pan książkę „Wyspa kanibali”. Czy to coś o pradawnej Afryce?
Nicolas Werth: (śmiech) Nie, historia opisana w mojej książce wydarzyła się w Związku Sowieckim w XX w.
Zacznijmy od początku…
Na początku była kampania przeciwko elementom aspołecznym. Sowieckie kierownictwo nakazało jej przeprowadzenie w roku 1932, a w roku następnym nastąpiło apogeum akcji. Był to kolejny, po dokonanej pod koniec lat 20. rozprawie z kułakami, wielki atak bolszewików na stare, rosyjskie społeczeństwo. Tym razem zabrano się do „czyszczenia” miasta. Chodziło o „oczyszczenie” go z ludzi, którzy nie pasowali do nowego, socjalistycznego porządku.
Czyli z jakich?
Niedobitków szlachty, byłych carskich urzędników, rentierów, prywatnych handlarzy, rzemieślników czy chłopów, którzy uciekli do miast przed głodem wywołanym kolektywizacją. A także bezdomnych, których tysiące oblegały stacje kolejowe, rynki czy główne ulice ówczesnych sowieckich miast. Wszystkich, których komuniści określali mianem pasożytów lub ludzi zdeklasowanych. Taka przynajmniej była teoria.
A jaka była praktyka?
W praktyce odbyło się wielkie polowanie na ludzi. OGPU [Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny – przyp. red.], tak jak wszystkie inne instytucje w Związku Sowieckim, działał bowiem na podstawie norm, które musiano wykonać. W każdym mieście bezpieka otrzymywała wyśrubowaną, wziętą z księżyca normę. Rozkaz mówił, że trzeba aresztować i deportować tyle a tyle tysięcy pasożytów. Bezpieka w swojej komunistycznej gorliwości deklarowała jednak, że normę tę przekroczy, że aresztuje jeszcze więcej ludzi. Skąd jednak ich wszystkich wziąć? W efekcie urządzano na ulicach wielkie łapanki i brano… – cały artykuł na źródłowej stronie Do Rzeczy – po kliknięciu na link
grafika tytułowa: DoRzeczy.pl